Niskie wynagrodzenia, braki kadrowe, niewystarczająca subwencja oświatowa i przeładowana podstawa programowa. Oświata wchodzi w nowy rok szkolny ze starymi problemami, którymi PiS nie zajął się ani podczas wakacji, ani wcześniej. Najpiękniejszym problemem są wynagrodzenia nauczycieli, najniższe w Unii Europejskiej. Minister Czarnek zapewnia, że nauczyciele nie zarabiają źle i deklaruje kilkuprocentowe podwyżki, jednak ZNP i Lewica odpowiadają, że to za mało. Jakie będą ostatecznie podwyżki w oświacie i kto je sfinansuje, o to dopytują politycy Lewicy.
"Wracamy z uroczystego rozpoczęcia roku szkolnego, kolejnego roku szkolnego, który ma bardzo wiele wyzwań, ale to, co przewija się w każdej szkole, to niestety bardzo niskie wynagrodzenie nauczycieli. Nauczyciele narzekają na swoje wynagrodzenia, a część nauczycieli rezygnuje ze swojej pracy, właśnie ze względu na wynagrodzenie" - stwierdził poseł Tomasz Trela, Wiceprzewodniczący Klubu Poselskiego Lewicy.
Polityk przyznał, że wzrost wynagrodzeń o 850-1250 zł, zapowiadany przez ministerstwa jest dobrym krokiem, jednak wciąż niewystarczającym. Przypomniał, że Lewica postuluje 20% wzrost wynagrodzeń dla nauczycieli, tak by nauczyciele zarabiający dotychczas 3000-4000 zł otrzymywali 3600-4800 zł, jednak na takie rozwiązanie nie chce zgodzić się PiS.
Wątpliwości Lewicy budzi też sposób finansowania podwyżek. Jak zauważyli, praktyką rządu PiS jest przerzucanie części kosztów na samorządy i przekazywanie zbyt małej subwencji, która nie pokrywa w całości kosztów podwyżek. Obawiając się takiego rozwiązania poseł Tomasz Trela i wiceprezydent Łodzi Małgorzata Moskwa-Wodnicka skierowali pismo do premiera, dopytując o wysokość podwyżek oraz źródło ich finansowania. Politycy oczekują jasnej deklaracji, czy samorządy otrzymają z budżetu państwa fundusze, w całości pokrywające koszty podwyżek wynagrodzeń.
"Rząd PiS rządzi od 7 lat i co tak naprawdę zrobił, żeby poprawiła się sytuacja nauczycieli, żeby poprawił się i podniósł prestiż zawodu nauczyciela? Dzisiaj widzimy jasno, z jakimi problemami mierzy się środowisko edukacyjne, z jakimi problemami mierzą się samorządy. Mamy problem z nauczycielami, ponieważ rząd przez 7 lat nie przedstawił żadnych rozwiązań systemowych. Dzisiaj mówi się o tym, i to minister Czarnek powiedział w piątkowej audycji, że są nauczyciele, którzy zarabiają 7000 zł do ręki, a ja znam nauczycieli, którzy zarabiają 3800 zł do ręki po 32 latach pracy. Znam również nauczycieli, którzy zarabiają 2500 zł do ręki i jak taki nauczyciel ma przede wszystkim godnie pracować, a z drugiej strony, jaka ma być jakość nauczania" - dopytywała Małgorzata Moskwa-Wodnicka, Wiceprezydent Miasta Łodzi.
Samorządowczyni zwróciła uwagę, że już dziś subwencja oświatowa nie wystarcza na pokrycie w całości wynagrodzeń, a są jeszcze inne wydatki. Przytoczyła przykład Łodzi, gdzie wynagrodzenia w oświacie pochłaniają prawie 800 mln zł, z kolei subwencja, jaką otrzymuje miasto, wynosi 770 mln zł. Polityczka podkreśliła, że całkowite wydatki miasta na edukację, to ponad 1,4 mld zł.
Wiceprezydent Łodzi przypomniałam, że już na czerwcowe podwyżki wynagrodzeń, w wysokości 4,4%, miasto nie otrzymało pełnej kwoty. Na wzrost wynagrodzeń, który kosztował samorząd łódzki 27 mln zł, rząd przekazał kwotę o 3,5 mln zł za małą i pomimo interwencji wiceprezydent Moskwa-Wodnickiej w ministerstwie edukacji, różnica ta nie została przez rząd wyrównana. Polityczka zauważyła, że pomimo zapewnień ministra dotyczących wzrostu przyszłorocznej subwencji o 11 mld zł, nie ma pewności, że uda się pokryć koszty, ponieważ te wciąż rosną. Dodała, że w ciągu 7 lat rządów PiS jeszcze nie zdarzył się rok, żeby subwencja w całości pokryła wydatki samorządu na edukację.